Wiktor Lach Wiktor Lach
1695
BLOG

Najtajniejszy bunkier PRL

Wiktor Lach Wiktor Lach Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Artykuł który ukazał się w Tygodniku Regionalnym.  Niestety tutaj bez zdjęć.

 

Najtajniejszy bunkier PRL

 

Tajemnice przeciwatomowego bunkra, z którego nadawane były najtajniejsze informacje do ambasad i rezydentur szpiegowskich rozbudzały wyobraźnię przez wiele lat. Okoliczni mieszkańcy wiedzieli tylko, że system kilkunastu masztów i potężne generatory służą do zakłócania Radia Wolna Europa.

 

Tekst i zdjęcia: Wiktor Lach

 

Zanim powstało osiedle Radiówek przed wojną znajdowała się już tutaj bardzo nowoczesna jak na tamte czasy radiostacja. Zachował się przedwojenny budynek z dobrze zachowaną oryginalną okładziną ceramiczną na licu ściany. W niepozornym budynku z szarej cegły przy ulicy Lubelskiej pracował ponoć jeden z kryptologów pracujących nad Enigmą.

W lipcu 1939 r., na sześć tygodni przed wybuchem wojny, polski wywiad zdecydował się przekazać Francuzom i Brytyjczykom wiedzę polskich kryptologów o niemieckim systemie szyfrowym Enigma. Dzięki temu wywiad radiowy państw koalicji antyhitlerowskiej znał plany niemieckie, co pozwoliło przygotować zwycięską inwazję aliantów w Normandii w 1944 r. To pierwsza z tajemnic tego miejsca. Jednak najważniejsza część historii dotyczy okresu powojennego.

 

Osiedle czy więzienie

Z cegieł zburzonej Warszawy wzniesiono osiedle ekskluzywnych jak na tamte czasy domków. Projektant był zapewne wojskowym, gdyż osiedle ma kształt typowo obronny i położone zostało przy głębokim rowie melioracyjnym przekształconym przed wojną w rów przeciwczołgowy mający bronić jednostkę w Emowie. W latach 50-tych. Zamieszkała tutaj przyszła obsługa nadajników radiowych. Wejście na osiedle było zamknięte i pilnowane przez wartownika uzbrojonego w broń długą. Obecnie remontowany jest budynek dawnego domu kultury, w którym mieściło się kino, szkoła. Wszystko po to, aby jak najbardziej odizolować mieszkańców osiedla od świata zewnętrznego. Na miejscu spotykam się ze Zbigniewem Giruciem, który pracował na radiostacji przez dwadzieścia trzy lata jako operator urządzeń nadawczych. Do wycieczki przyłącza się również jego kolega Ryszard, który pracował tutaj na podobnym stanowisku przez kilkanaście lat.

 

Podziemny kolos

Wychodzimy z terenu osiedla przez bramę w ogrodzeniu z drutu kolczastego. Na filarze bramy wciąż znajduje się włącznik, którym włączało się latarnie prowadzące przez teren radiostacji w kierunku bunkra. Tutaj znajdowała się kiedyś wartownia. Latarnie zostały rozkradzione przez złomiarzy, którzy jeszcze przed zamknięciem radiostacji kradli miedziane przewody doprowadzając do zaniku sygnału. – Pod koniec działalności były nocne alarmy, napięcie spadało a my wyskakiwaliśmy z pałami. Potem było już polecenie, aby nie wchodzić w kontakt ze złodziejami – wspomina pan Zbigniew. Na olbrzymim terenie widać wycinki w kształcie rombów. To tutaj znajdowały się główne maszty. Zostały one zdemontowane w 2002 r. Mijamy niewielki bunkier pod stacji energetycznej, w którym znajdowały się dwa generatory o mocy 800 kW. Zbliżamy się do sztucznego wzgórza wysokiego na kilkanaście metrów. Pod warstwą ziemi znajdują się tysiące ton betonu grubego na kilkanaście metrów. O obecności bunkra świadczy tylko kilka szybów służących jako łapacze powietrza do chłodzenia urządzeń radiostacji. Są one także wejściem do systemu wielopoziomowych tuneli ciągnących się setkami metrów przez cały kompleks. – Gdybym mógł pokruszyć ten cały beton, który się tutaj znajduje, mógłbym zrobić wszystkie drogi w gminie – żartuje Zbigniew Giruć, który jest obecnie pracownikiem działu technicznego w Urzędzie Gminy Wiązowna. W radiostacji pracował również ojciec obecnego wójta gminy Marka Jędrzejczaka.

 

Twierdza szyfrów

Na terenie wciąż sterczą słupy, którymi szły tak zwane linie fiderowe, które doprowadzają sygnał o mocy 15 kW do anten. Poza wysokim napięciem miały również dużą częstotliwość w przedziale od 4 do 23 kHz. Wokół schronu z ziemi sterczą odsłonięte rury, do których cysterny dostarczały ropę do zbiorników znajdujących się w niższych poziomach bunkra. Ropa zasilała potężny okrętowy silnik diesla o mocy 550 kW. Nieekranowane kable generowały ogromne pole elektromagnetyczne, które było szkodliwe dla zdrowia. Dlatego też pracownicy często wychodzili na zewnątrz. Do tej pory wielu z nich cierpi na dolegliwości słuchu i zaburzenia błędnika. – Natężenie pola było tak silne, że gdy w środku brało się w dłoń świetlówkę zaczynała się ona żarzyć światłem – wspomina pan Zbigniew. – Głównie w radiostacji obsługiwaliśmy ambasady, statki dalekomorskie, Polską Agencję Prasową. Pod koniec była to głównie praca dla marynarzy, gdy mieliśmy jeszcze flotę oceaniczną. Te maszty umożliwiały im kontakt z rodziną. Oczywiście była też praca specjalna dla wywiadu. My dbaliśmy jedynie o jakość sygnału, nadawaliśmy go. Do nas przychodził już odpowiednio zakodowany. Choćby się miało walić, sygnał musiał iść i dlatego zawsze były gotowe dwa nadajniki rezerwowe. Szła fonia, tekst, sygnał faksowy. Pamiętam również, że nadawaliśmy morsem – wspominają dawne czasy pracownicy. Wejście do schronu jest niezabezpieczone. W głąb góry prowadzi długi korytarz. Po jego lewej stronie za pancernymi gazoszczelnymi drzwiami, których jeszcze nie zdążyli rozkraść zlomiarze, znajdowało się pomieszczenie socjalne, w którym pracownicy mogli przenocować. Co ciekawe drzwi pomieszczenia zamykane są tylko od zewnątrz.

 

Do wnętrza góry

Wchodzimy w głąb obiektu. Tutaj trzeba uważać. Pod nogami otwiera się szyb windy. Skręcamy w prawą stronę do olbrzymiej sali, w której znajdowały się nadajniki i fidery wychodzące przez sufit. W ścianach znajdują się wejścia do systemów chłodzących. Tutaj znajdują się również agregaty filtrujące powietrze. Schodzimy na niższy poziom. Światło latarek omiata ściany obłażące z farby. Wszędzie widać dzieło złomiarzy, zdemontowane elementy metalowe. Zerwane z podłogi kraty odsłaniają niebezpieczne zapadnie. Dochodzimy do wielkiego pomieszczenia, w którym znajdował się główny agregat i zbiornik oleju. W podłodze zieje ogromna dziura, w której widać pomieszczenie zalane wodą. Ten, kto by tu wpadł, zginąłby bez szans na wydostanie się. Moi przewodnicy śmieją się widząc resztki ogromnej drabiny technicznej, jedynie takiej na obiekcie, z której musieli korzystać. Przypominają im się dawne czasy. Pomieszczenie hydroforni jest zamknięte, aby uchronić je przed złodziejami, bowiem urządzenia z bunkra wciąż zasilają obiekt w Radiówku. Dalej mijamy rozdzielnie, gdzie znajdowały się kwasowe akumulatory. Na podłodze leży czarna bakelitowa słuchawka. Teraz już niema, porzucona wśród odartych z kabli ścian. Opuszczamy klaustrofobiczną pustkę bunkra i wychodzimy na świeże powietrze.

 

Pod okiem ubeka

Zmierzamy w kierunku przedwojennego obiektu naziemnego, który do niedawna dzierżawił cyfrowy Polsat. Obiekt ten spełniał podobną rolę co bunkier. Od kiedy został wprowadzony stan wojenny w Radiówku zostało osadzone wojsko. – Gdy szedłem do pracy, każdorazowo byłem eskortowany przez żołnierza z kałaszem. Było to bardzo nieprzyjemne – wspomina pan Zbigniew. Wskazuje na niewielki półokrągły budynek. Tutaj był kiedyś napis: „tu kieruj broń”. – To był czas, kiedy zagłuszaliśmy Wolną Europę. Ludzie zwyczajnie się bali. W związku z tym, że sygnał był nadawany poprzez odbicie od stratosfery, zmiany atmosferyczne powodowały, że trzeba było go dostrajać. W sali nadajników na podwyższeniu siedział ubek i wszystkich kontrolował. Jeśli wykrył jakiekolwiek odchylenie sygnału zagłuszającego natychmiast sięgał po telefon – powraca pamięcią do dawnych czasów pan Zbigniew. Na początku było groźnie, ale jak wspominają moi przewodnicy, po dwóch tygodniach żołnierze zaczęli pić, a na terenie ośrodka od strony Lubelskiej pojawił się wielki transparent „Solidarność”. Choć szybko znikną, wielu osobom poprawiło to nastrój. – Obiekt zamierał powoli. Na końcu byliśmy już tylko kustoszami muzeum – śmieje się pan Zbigniew, kiedy opuszczamy teren dawnej radiostacji żegnani przez ochroniarzy, których zatrudnia Telekomunikacja Polska, obecny właściciel podupadającego obiektu.

 

 

Wiktor Lach
O mnie Wiktor Lach

wyzuty ze skłonności do autoanaliz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura